Krztyna gór, zimnego powietrza i małe zderzenie z naturą starczyło by zaprzęgnąć moją wyobraźnię do roboty. Słowo zachęty i godziny bezowocnej pracy w biurze (trochę jak wykłady) pchnęły mnie do tabletu. Szkoda trochę, że nie wiem za co się zabrać, ale skoro, kto ma, ten więcej chce, najrozsądniej zabrać się za to, co jest na ukończeniu, by mieć nadzieję na ruszenie lawiny rysunków.
Czas ściszyć irlandzką muzykę i zmusić słuchawki do wysiłku. Niechaj Hatebreed znów